czwartek, 17 lipca 2014

8 miesięcy za nami

Trzy dni temu Marcel skończył 8 miesięcy, jak ten czas szybko leci niedawno pierwszy raz tuliłam tego mojego skrzata, a tu on przypełźnie do mnie i się przytula albo chce dać buzi.


Teraz troszkę liczb:
 - waga: ok.8,5 kg
 - wzrost: 76 cm
 - zęby: 2 (dolne jedynki)
 - pampersy rozmiar 4
 - ubrania rozmiar 74 (choć zdarzają się jeszcze 68)
A po za tym pełza, choć coraz częściej raczkuje jak należy. Sam siada to umiejętność bardzo świeża bo odkryta kilka dni temu. Próbuje też wstawać, najlepiej wychodzi przy mamie, gdzie można podeprzeć się na nodze, ręce, albo użyć włosów jako liny do podciągania się.
W tym miesiącu pojawiły się wyczekane pierwsze słowa, namiętnie powtarza "baba", zdarza mu się powiedzieć "dada" i to na co najbardziej czekałam "mama", jednak z tym słowem to jest bardzo oszczędny. Przeważnie "mama" słychać tylko jak jest zmęczony albo dłuższy czas mnie nie widzi.
W ciągu ostatniego tygodnia mój synek zrobił się bardzo całuśny, każdemu śle słodkie smok, a mnie i męża obdarowuje mokrymi buziakami. Poza tym coraz lepiej wychodzi mu pokazywanie "papa" oraz "a kuku".
Z jedzeniem też idzie coraz lepiej, najbardziej lubi z warzyw kalafiora i brokuła, a najmniej ziemniaka i pietruszkę. Natomiast owoce zjada każde jakie mu podam. Z nowości jakie jadł Marcelek w tym miesiącu to: jajecznica, kasza jęczmienna (bardzo mu smakowała), agrest, porzeczki czerwone i czarne.





I przede wszystkim uśmiech z jego buzi bardzo rzadko znika. Mój kochany synalek.

sobota, 5 lipca 2014

365 dni

To była sobota od samego rana świeciło piękne słońce, było ciepło, ale nie gorąco tak w sam raz.  Pamiętam zbyt wczesną pobudkę, moje zniecierpliwienie u fryzjera, zachwyt gdy zobaczyłam bukiet i tort, pamiętam, że bałam się kolejnych godzin tamtego dnia. A później najpierw łzy mamy i moje później wszystko działo się bardzo szybko stukot kopyt o asfalt, dźwięk dzwonków, przysięga, pocałunek, organy, monety uderzające o schody, liczne życzenia, śpiew dzieci. Dalej była już tylko zabawa. Nigdy nie zapomnę tego stresu związanego z pierwszym tańcem, chyba bardziej nim byłam zestresowana niż samą ceremonią. Pamiętam nasz śmiech gdy rano leżąc jeszcze w łóżku powiedzieliśmy: "żono moja", " mężu mój".


 
To wtedy rozpoczęłam nowy etap mojego życia, dziś rok po tym wydarzeniu mogę stwierdzić, że nie żałuję tamtej decyzji. Ten rok był szalony, masa dobrych decyzji i tych mniej trafionych, sytuację o których chciałoby się zapomnieć, ale też chwile które pozostaną w naszej pamięci na zawsze. Mam nadzieję, że kolejne lata będą jeszcze lepsze niż miniony rok






Powinnam jeszcze dodać, że podziwiam mojego męża za to że ze mną wytrzymuje :P


Dziękujemy za odwiedzenie nas i zapraszamy do napisania kilku słów.